Listen to Poszła ola na spacerek on Spotify. Chór dziecięcy Agaty Steczkowskiej, Agata Steczkowska · Song · 2021.
Zapraszam: Polskie Piosenki Dla Dzieci – dział na stronie z polskimi piosenkami dla dzieci. Tekst Piosenki: Poszła Ola na spacerek Poszła Ola na spacerek, na słoneczko, na wiaterek. A tu lecą jej na głowę liście złote i brązowe. A tu lecą jej na głowę liście złote i brązowe. Myśli Ola: liści tyle, bukiet zrobię z nich za chwilę. La, la, la ,la ,la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la. La, la, la ,la ,la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la. słowa: Lucyna Krzemieniecka muzyka: Maria Cukierówna (1064)
Og praten går i ett med Ola Nordmann du er alltid Sving ditt glass gamle venn, Ola Nordmann det er trivelig og. Ola - Ola - i'm in love lyrics. Stole my heart on Monday She had me deep on Tuesday Shut me up on Wednesday Rewind it back the day before Tuesday Stole my heart on Monday She had me deep
Zaczniemy strzelając sobie w stopę. Nie jest łatwo pisać podróżniczego posta z prawie dwumiesięcznym opóźnieniem, szczególnie z takiego miejsca jak Nowy Jork, które atakuje wszystkie zmysły z prędkością bardziej zbliżoną do rakiety Atlas V niż promu na Staten Island. Wrażenia się zacierają, szczegóły umykają, codzienne problemy i rozterki spychają głęboko w cień wątpliwości czy do Little Italy iść, czy może pojechać metrem… Wystarczająco zniechęceni do dalszej lektury? Nie? No to zapraszamy na krótki (to znaczy kilkudniowy) spacer po Nowym Jorku. Manhattan. Widok z promu na Staten Island Downtown: 9/11 Memorial Z nowojorskim downtown jest mały definicyjny problem. Podobno tylko na Bronxie nie mają z tym problemów, bo jak jadą na południe, to jadą downtown, jak wracają do siebie to już jest uptown. No ale my nie byliśmy z Bronxu, tylko ze Staten Island (szybka identyfikacja jak widać). Oficjalnie Downtown kończy się na 14th Street, choć nieraz rozszerza się aż do 23. ulicy. Nam na słowo downtown otwiera się w głowie szufladka z południową częścią Dolnego Manhattanu, a przede wszystkim okolicami terminalu promu na Staten Island, Wall Street i 9/11 Memorial. Miejsce pamięci ofiar zamachów na WTC (zarówno tych z 1993 roku jak i z 2001 roku) zrobiło na nas ogromne wrażenie. Proste, regularne, czarne fontanny zapadające się do wnętrza Ziemi, których dna nie widać z tarasu dla publiczności są niezwykle poruszające. Dla nas była to naprawdę mocna graficzna forma przedstawienia losów tego miejsca i ludzi, którzy się w nim znaleźli tego dnia. To forma tak odhumanizowana, że my tworząc ją pewnie nie zdecydowalibyśmy się, na umieszczenie w balustradzie nazwisk ofiar. To oczywiście tradycyjna forma upamiętniania zabitych w miejscu tragedii, ale tworzą z fontann płyty nagrobne. Bez nich pozostałyby nieludzką formą, anaturalnym gestem, wciągająca i przerażającą pustką. Ale i tak nie czuć w nich życia. Nawet woda, która spływa po ściankach wydaje się z nim walczyć. Jak grawitacja czarnej dziury wciągająca światło, ona też wciąga do wnętrza pustki. To zderzenie strzelistych budynków, które kiedyś tu stały i cofniętej w głąb Ziemi pustki jest też niezwykle fotogeniczne. Może nie na miejscu jest mówienie o pięknie tego miejsca, ale nie sposób pominąć faktu, że pomnik upamiętniający tragedię dla nas był po prostu piękny. To piękno podkreślają dodatkowo nieludzkie proste linie i symetria tego miejsca. Ascetyczne wieże dawnego WTC, tak dobrze wpisane w życie i panoramę Nowego Jorku upamiętniono równie prostym i symetrycznym pomnikiem. Odhumanizowanie go nie jest przy tym wadą. Dla nas ten brak czynnika ludzkiego oddawał najlepiej pustkę, jaką była nagła śmierć prawie 3 tysięcy ludzi. Terrorystom chodziło przecież o zgiełk i hałas – o efekt medialny i wywołanie nim strachu. Autorzy odwołali się do za to dużo ważniejszej emocji – smutku po utracie. Wejście na teren miejsca pamięci jest darmowe. Na początku 2013 roku wprowadzono opłatę 2 USD za rezerwację darmowej wejściówki przez internet. Niektórzy członkowie rodzin ofiar byli zniesmaczeni zarabianiem na ich tragedii. Fundacja, która opiekuje się 9/11 Memorial oraz przyległym muzeum odpierała zarzuty twierdząc, że potrzebuje pieniędzy na bieżącą działalność. Opłata za rezerwację pozostała. Dalej jednak można wejść tam zupełnie za darmo. Wystarczy stanąć w kolejce po wejściówki, bez rezerwowania sobie miejsca. Za wejściówkę jest sugerowana opłata (10 USD za osobę), ale nie jest ona obowiązkowa. Wejście na teren zazwyczaj nie jest od razu, ale co najmniej kilka godzin później w wybranym przez siebie przedziale czasowym. 9/11 Memorial. Panorama Nowego Jorku wykonana z fragmentów WTC Oczekiwanie w kolejce zajęło nam 10 minut, choć w weekendy w sezonie trzeba się przygotować nawet na kilka godzin czekania. Stojąc w kolejce można popatrzeć na zdjęcia, poczytać relacje i obejrzeć kreskówkę opartą na wspomnieniach ojca dwóch mężczyzn – strażaka i policjanta, którzy zginęli 11 września. Ola, która poszła po wejściówki z Maćkiem, na początku próbowała Maćkowi odpowiadać na pytania „a co to za budynki”, „dlaczego był pożar” itd, itp, jednak szybko postanowiła zmienić temat. Po kilku dniach okazało się, że Maciek i tak zapamiętał dużo więcej niż byśmy chcieli… Architektura nowych budynków stawianych na miejscu WTC nie jest w naszym guście. Tylko jeden z mniejszych budynków zrobił na nas spore wrażenie. Dwie z jego ścian schodzą się pod kątem ostrym i są tak wykończone, że na tle nieba budynek wygląda jakby był idealnie ścięty. Przy historii miejsca obserwowanie go (efekt da się osiągnąć z różnych kątów patrzenia) wywołuje dziwne i dość niepokojące uczucia. No ale w końcu dobra architektura ma działać na otoczenie. Tymczasem główny budynek kompleksu nie wywarł na nas żadnego wrażenia. Ot, kolejny, pościnany, amerykański, szklany wieżowiec. Symboliczna jest za to jego wysokość – ma 1776 stóp, na upamiętnienie roku podpisania niepodległości. Wall Street Krótki spacer od WTC jest Wall Street. Marna to pochwała kapitalizmu. Policyjne wozy, betonowe bloki i w sumie ładna klasyczna architektura przykryta przez wielką amerykańską flagę. Snują się turyści robiący zdjęcia, ale w sumie można się poczuć trochę jak na starówce w Bejrucie. Tam miało się wrażenie, że chroniona przez wojsko i policję dzielnica to sztuczne miasto dla turystów. Na Wall Street jest tak sztucznie, że aż odezwały się w nas alterglobalistyczne nuty. Coś w tym jest, że we współczesnym kapitalizmie pieniądz oderwał się od człowieka i rządzi kapitał. Zniszczone WTC i nowojorska giełda za betonowymi zaporami z ciągłą ochroną to chyba najbardziej niepokojące cywilizacyjne obrazki z Nowego Jorku. Nowy Jork. Wall Street Etniczność na Dolnym Manhattanie Dolny Manhattan wybucha etnicznym zróżnicowaniem najbardziej przy terminalu promu na Staten Island. Warto na chwilę tam przystanąć i popatrzeć ci się dzieje. Spiesząca się finansjera zderza się z finansjerą na lanczbrejku zajadającą hot-dogi z budek na chodnikach. Wolno snujący się turyści zderzają się z ludźmi biegnącymi na prom. A że State Island to nie jest najdroższe miejsce do życia w okolicy, więc mieszkańcy pochodzą z różnych części świata. Ale jeśli to multi-kulti to jeszcze za mało, wystarczy pójść trochę na północ. Idąc uptown można przez Little Italy dojść do China Town. Ta pierwsza dzielnica jest faktycznie malutka. Nasz znajomy po niedawnej wizycie we Włoszech napisał, że to „kraj z prawdopodobnie najgorszą kuchnią ale z najlepszym PRem”. Coś chyba w tym jest. Little Italy to kilka uliczek z jedną główną pełną restauracji. Ceny przystępne z lanczem zaczynającym się niewiele ponad 10 USD (pizza albo inne danie dnia). Da się przeżyć, ale spodziewaliśmy się po Małej Italii czegoś więcej. Może nie chłopaków w czapkach-oprychówkach grających w kości w ciemnych zaułkach, czy mafiosów porywających ciężarówki wyładowane nielegalnym alkoholem, ale „czegoś”. Tymczasem ta mini-dzielnica to po prostu centrum włoskiej, szybkiej kuchni. China Town prezentuje się znacznie lepiej. Również po względem kulinarnym. Skusiliśmy się tam po drodze na sajgonki i pierożki w budce (1 USD za sztukę), które były naprawdę dobre. Chińszczyznę zaliczyliśmy w San Francisco, gdzie, trzeba im przyznać, było naprawdę tanio, choć jedzenie średnio trafiło w nasz gust. Chińskie dzielnice w Stanach to chyba nasze ulubione etniczne kwartały. Tanie jedzenie, mnóstwo dziwnych sklepików, a przede wszystkim widać, że turyści to dodatek i na tyle nieistotny, że właściwie nic się pod nich specjalnie nie robi. O ile Little Italy przeszło na turystyczną stronę mocy i się „zmonokulturyzowało” w stronę gastronomii (bo niby czym jeszcze się tu chwalić…), o tyle China Town to prawdziwe, żywe miasteczko z chińskimi mieszkańcami i chińsko-amerykańskim codziennym życiem. W downtown poszwędaliśmy jeszcze po uroczych uliczkach Soho i Greenwich Village, strzeliliśmy fotkę budynkowi, w którym mieszkali serialowi „Przyjaciele” (róg Grove i Bedford, jakby ktoś miał ochotę się przejść albo zobaczyć w Mapach Google’a), przeszliśmy przez Meatpacking District, które skojarzyło nam się klimatem nieco z warszawskim Powiślem albo Pragą i poszliśmy na spacer do parku The High Line. Nowy Jork. Meatpacking District W San Antonio by uciec przed miastem trzeba było zejść w dół, by zniknąć w zupełnie niesamowitym innym świecie nad rzeką. Nowy Jork zawsze jednak patrzył i piął się w górę. Dlatego jednym z lepszych miejsc na ucieczkę przed zgiełkiem ulic dolnego Manhattanu jest The High Line. To jednomilowy park (będzie go więcej) stworzony na estakadach dawnej magistrali kolejowej zachodniego Manhattanu. To tędy przez wiele dekad sunęły pociągi pełne dostaw dla miasta wjeżdżając prosto do budynków. Swego czasu nie wyobrażano sobie istnienia Manhattanu bez tej linii, ale po II wojnie światowej transport kołowy przejął praktycznie cały ciężar dostaw i już w latach 60-tych linię zaczęto stopniowo wyburzać, a ostatni pociąg pojechał tędy w 1980 roku. Dopiero prawie 20 lat później zaczęto marzyć o parku na estakadach, a pierwszy jego fragment otwarto w 2009 roku. Park odmienił okolicę, co jednych oczywiście bardzo cieszy, bo pokazuje jak można stworzyć fantastyczną publiczną przestrzeń, a innych martwi, bo czynsze w okolicy poszybowały w górę wyganiając wielu starych mieszkańców. High Line był dla nas miłym odpoczynkiem od ulicznego tempa i nie zepsuł tego nawet niedopałek papierosa, który spadł na wózek ze śpiącą Kaliną. Surrealizmu temu miejscu dodają przeszklone balustrady oraz amfiteatry z widokiem na długie ulice. Można usiąść wśród traw, na wielkich i wygodnych drewnianych ławach i spoglądać na ruch uliczny. W takim miejscu futurystyczne miejskie pomysły w stylu przykrycia warszawskiego pl. Bankowego ogrodem przestają być takie zupełnie nierealne. Co też ciekawe czy to głównie przez wąski i długi kształt parku z ograniczonymi wejściami czy przez ogólną poprawę bezpieczeństwa w Nowym Jorku, ale jest to miejsce praktycznie zupełnie pozbawione jakiejkolwiek przestępczości… Midtown Nie mogliśmy sobie też odmówić wycieczki pod Flatiron na rogu Piątej ulicy i Broadway. Ukończony w 1902 roku wieżowiec był wtedy jednym z najwyższych budynków w Nowym Jorku. Teraz jest ikoną miasta, ale początkowo reakcje były mieszane i nazywano go dziwacznym. Pewnie nie pomagał fakt, że jego projektant pochodził z Chicago i był mocnym reprezentantem tamtejszego stylu. Flatiron więc, jak przystało na przeszczep, potrzebował trochę czasy by się przyjąć. Nowy Jork. Flatiron Nieco dalej na północ, już niestety na tyle daleko, że odpadał spacer i trzeba było się zapuścić w czeluści nieprzyjaznego młodym rodzicom z wózkiem metra, jest Times Square. Niby się człowiek otrzaskał z jego widokiem w bombardującej zewsząd amerykańskiej popkulturze, ale jednak zaskoczeniem, przynajmniej dla Pawła, który to miejsce widział po raz pierwszy, było to, że z placem to ma tyle wspólnego co Plac Bankowy w Warszawie. Jak się zamknie ulice i wpuści ludzi to faktycznie byłby plac, ale tak naprawdę to po prostu skrzyżowanie szerokich ulic. Times Square Jakże też ciekawe jest zderzenie tego miejsca z Picadilly Circus w Londynie podobnie obwieszone reklamami i ikonicznego. W Londynie reklamy wiszą na klasycznych, historycznych budynkach. W Nowym Jorku są rozpięte na… wzmocnionych stelażach. Mimo to Times Square zdecydowanie wygrywa z Londynem pod względem wrażenia, jakie wywiera. Szczególnie po zmroku jest tam po prostu bajkowo. Z Brooklynu przez East River Na Brooklyn trochę ciągnęła nas chęć znalezienia osławionej przez Kazika Brooklyńskiej Rady Żydów oraz Dumbo, czyli rewitalizowanej nadrzecznej części dzielnicy położonej między dwoma mostami. Poprzednie dni mieliśmy jednak tak wypełnione zwiedzaniem, że nawet nie sprawdziliśmy jak to jest z tym żydowskim Brooklynem. Po prostu wsiedliśmy do metra i z Manhattanu przejechaliśmy na drugą stronę, uznając, że wysiądziemy, pooglądamy chasydów, a potem przejdziemy się do Dumbo. Dumbo Dopiero, kiedy wyszliśmy z podziemnych czeluści metra zorientowaliśmy się, że Dumbo i żydowskie Borough (Boro) Park dzieli w linii prostej jakieś 8,5 km, czyli więcej niż terminal promu na Staten Island i Central Park. Z dziećmi taki spacerek zajmuje pół dnia, a na podróż metrem z przesiadkami nie mieliśmy już ochoty. A poza tym widzieliśmy wystarczająco dużo nowojorskich żydów w Jerozolimie. Wybraliśmy Dumbo. To typowy przykład dezindustrializacji nadrzecznego obszaru miasta. Pewnie bardzo podobnie wyglądają (lub wyglądały w pewnym momencie) niektóre dzielnie w Londynie. Pewnie też obdarzeni przesadną wyobraźnią varsavianiści pomyśleli teraz o Powiślu, ale Nowy Jork nie pozwala sobie na aż tak dziki, jak warszawski, deweloperski kapitalizm. Dumbo miało być pełne fajnych parków, placów zabaw i magazynów, którym dano drugie życie oraz fantastycznych widoków na Manhattan. Widoki faktycznie były. Na plac zabaw i do parku też trafiliśmy. Był na tyle fajny, że spędziliśmy w nim prawie dwie godziny, więc nawet nie mieliśmy za bardzo czasu i ochoty na szukanie kolejnych. Plac zabaw w Dumbo Dla niektórych Dumbo może być trochę rozczarowujące. Nie tak łatwo tam zejść z Brooklynu, bo odcięte jest plątaniną estakad i dróg dojazdowych do mostu. Widać, że historycznie priorytetem nie była piesza komunikacja z Brooklynu. Nam się jednak spodobało, bo Dumbo jest dla nas przykładem nienachalnej dezindustrializacji. Nie wjechał tam deweloper, który wyłożył historyczny bruk betonową kostką, dołożył kilka pastorałów i w magazynach otworzył megadrogie centrum handlowe. Albo dawne budynki pogrodził, w bramie postawił portiera i zrobił lofty. Dumbo rodzi się na nowo w oddolny sposób. Część magazynów zajęły młode i prężne firmy z różnych branż (tam mieści się 25 proc. nowojorskich firm IT), gdzieniegdzie otworzyły się kawiarnie z własnymi palarniami kawy, gdzie goście są mile widzianym, ale w sumie jednak dodatkiem do podstawowej działalności. Dumbo jest więc trochę jak stary, ale już zadbany ogród z pomysłem, a nie historyczne miejsce, do którego wpuściło się architekta krajobrazu by z ogromnym budżetem dał upust swoim historycznej wyobraźni. Brooklyn Bridge Na Manhattan wróciliśmy Mostem Brooklyńskim. Taki dwukilometrowy spacerek miejscami bardzo wąską ścieżką po jednym z najstarszych wiszących mostów na świecie. Dla jednych pewnie żadna atrakcja przez spore tłumy, dziesiątki rowerzystów, remonty z płachtami i ogrodzeniami zasłaniającymi widoki. My jednak zostaliśmy wielkimi fanami amerykańskich mostów i nie żałowaliśmy ani minuty z prawie godziny spędzonej na Brooklyn Bridge. Widoki, stalowa nitowana konstrukcja, kłębowiska lin… polecamy! Upper West Side i Central Park Musimy przyznać, że mniej więcej od 72. ulicy na północ Nowy Jork pozostał dla nas białą plamą. W planach mieliśmy stopniowe przesuwanie się coraz bardziej uptown, ale skończyło się to gdzieś w 1/4 Central Parku. Północny Manhattan zostawiliśmy więc na później i co chwila zresztą nas kusi, żeby wsiąść w samolot i skończyć jego eksplorację, szczególnie, że bombardują nas oferty z tanimi biletami do NYC. Central Park wciąga. To najchętniej odwiedzany park miejski na świecie. 341 hektarów zieleni, jeziorek, łąk do leżenia, grania w cokolwiek, placyków do wspólnych tańców, lodowisk, miejsc na koncerty. Właściwie taka lista mogłaby się ciągnąć przez pół tego postu. To absolutnie fantastyczne miejsce i, z całym szacunkiem dla Golden Gate Park w San Francisco, zjawisko samo w sobie, które ciężko porównywać z innymi parkami. Oczywiście kilka godzin, które spędziliśmy na spacerach, wdrapywaniu się na skałki, czy obserwowaniu żółwi w stawach, to zupełne nic. I tak jednak po kilku godzinach mieliśmy ogromny problem, żeby wyciągnąć stamtąd Maćka, który chciał się wszędzie wdrapać, wszystko zobaczyć, wszędzie pójść. Trochę też przez Central Park w konkursie na najprzyjemniejsze miejsce do mieszkania w NYC wygrałby u nas (na razie mamy nadzieję) Upper West Side. Zajechaliśmy tam przez dwie rzeczy. Po pierwsze Ola chciała zwiedzić kilka polecanych w internecie second handów, po drugie – ważniejsze – chcieliśmy z Maćkiem zobaczyć Muzeum Historii Naturalnej. Muzeum powinno zająć cały drugi post, ale przyznajemy się bez bicia, że w ogóle się nie popisaliśmy. Wybraliśmy się do niego późno licząc, że już koło godz. 1-2 dojedziemy na miejsce i będziemy mieli jakieś 4 godzin na zwiedzanie. Amerykańskie Muzeum Historii Naturalnej Odpowiednie opóźnienie załapaliśmy już po drodze. Nie sprawdziliśmy, że część linii metra, które jadą wzdłuż zachodniej granicy Central Parku i mijają muzeum to tak naprawdę linie ekspresowe. W związku z tym radośnie przejechaliśmy obok muzeum mknąc w stronę Bronxu. Kiedy w końcu wróciliśmy okazało się, że z poziomu metra nie da się jednak wejść do muzeum. Da się z niego wyjść w podziemiach wprost na stację, ale by wejść trzeba się jeszcze sporo nachodzić. W sumie do muzeum weszliśmy więc po godz. 15. Dało nam to całe 1,5 godziny na zwiedzanie. A co można zobaczyć w tym czasie w muzeum? Można przebiec obok kilku zwierząt, pobiec na piętro z dinozaurami i przemknąć obok ekspozycji, potem jeszcze lawirując między strażnikami zaganiającymi do wyjścia rzucić okiem tu i tam. I już, tyle. Kiedyś pojedziemy tam na dłużej i będziemy tam siedzieć ze dwa tygodnie bez przerwy. Maciek był trochę zawiedziony. My odbiliśmy sobie to niepowodzenie spacerem po Upper West Side. To miejsce, w którym chyba wszystkie zalety Nowego Jorku są w odpowiedniej skali. Czuje się dynamizm miasta, ale nie jest to tempo Dolnego Manhattanu, blisko stąd do parku i na przykład wspomnianego muzeum, transportowo fantastycznie jak wszędzie w Nowym Jorku. Klasyczne nowojorskie domy przy zadrzewionych alejach, główne ulice wcale nie jakoś szczególnie zatłoczone, miłe knajpy i sklepy z markowymi tanimi ciuchami. Eh, może kiedyś. Long Island i dawno niewidziani znajomi Gdzieś w połowie pobytu w NYC zrobiliśmy sobie niedzielną przerwę od miasta i wybraliśmy się na Long Island do dawno niewidzianej znajomej ze starych studenckich czasów na warszawskiej socjologii. Anita mieszka jakieś 80 km od Manhattanu. Niestety nie tak łatwo do niej dojechać ze Staten Island transportem publicznym, więc wybraliśmy się do niej samochodem. Kosztowało nas to sporo nerwów (korki, nawet w niedzielę) oraz 15 USD za przejazd mostem. Cena przejazdów mostami w Nowym Jorku nas zupełnie zszokowała. To droższa przyjemność niż polskie autostrady! Z Anitą i Robertem Z Long Island problem jest taki, że samochodowo ma fatalne połączenie z Nowym Jorkiem. To fajne miejsce do mieszkania. Piękne plaże, inne tempo życia. Ale to tempo obniża fakt, że do nie tak odległego Nowego Jorku po prostu trudno się dostać. Nawet w nocy ruch jest spory, choć korków nie ma. Dodatkowo poczuliśmy się miejscami jak pod Warszawą. Dwu-, trzypasmowe drogi ekspresowe, remonty, miejscami słabe oznaczenia. Long Island ma bardziej polski niż amerykański system drogowy. Takie przynajmniej mamy wrażenia po jednej wyprawie w tą i z powrotem. Ale nawet Helen, nasza gospodyni, podkreślała, że Long Island to fajne miejsce do życia, no chyba, że trzeba dojeżdżać do pracy do Nowego Jorku. Anita i Robert nie muszą, bo pracują tuż obok domu i bardzo rzadko zdarza im się dojechać na Manhattan. Spędziliśmy u nich niezwykle przyjemne popołudnie, broniąc się przed niecnym planem upicia nas polskim piwem, byśmy musieli zostać na noc. Robert momentami musiał czuć się trochę wyobcowany, kiedy zanurzyliśmy się we wspomnienia z czasów studenckich, zaczynające się mniej więcej tak: „…siedzimy sobie kiedyś u Piotrka, robimy badania”. Z Anitą i Robertem pożegnanie było równie trudne co z Nowym Jorkiem. To miasto, za którym będziemy długo tęsknić. A nie spodziewaliśmy się tego. Myśleliśmy, że za bardzo przesiąkliśmy klimatem Zachodniego Wybrzeża, innym tempem, przyjaznymi ludźmi. Tymczasem nowojorczycy nie dają odczuć, że dotarło się na ten przemysłowo-finansowy Wschód, który pędzi przed siebie nie oglądając się na człowieka. Dobrzy ludzie z Nowego Jorku Najmilej nam było, kiedy uciekając przed deszczem z Maćkiem na barana przez kilka przecznic mieliśmy parasol nad głową od niesiony dla nas przez przypadkowego przechodnia…
Szachowe Nuty Ola Modzelan Aleksandra Modzelan in Gorzów Wielkopolski, reviews by real people. Yelp is a fun and easy way to find, recommend and talk about what’s great and not so great in Gorzów Wielkopolski and beyond.
Po pierwsze ( i po drugie i trzecie:D) przepraszam Was, że tak późno, wszakże już po północy, ale nie byłam świadoma, że redagowanie tego tekstu i dopisywanie tyle zajmie. Za późno się zabrałam. Mam nadzieje jednak,że będzie się wam podobać. Piszcie w komentarzach co sądzicie. Miłego czytania. Marry wypełniła Andrzejowi prawie cały czas jego pobytu w Nowym Yorku całkowicie zmieniając jego radykalne poglądy o amerykańskim jedzeniu, kulturze i sztuce. Mimo iż pierwsze ich spotkanie po jego przyjeździe nie należało do udanych i z subtelnej i delikatnej dyskusji przerodziło się w głośną awanturę pod jednym głównym tematem tabu: Samobójstwo jako główny sposób ucieczki od wszystkiego i wszystkich; to i tak czas ten był dla Andrzeja swoistym etapem wyciszenia po burzy, kiedy to wszelkie emocje uległy wytłumieniu, a on sam z ulgą stwierdził, że może oddychać. Może jeść. Pić Spać. Może żyć. I potrafi żyć Teraz i to tylko i wyłącznie dzięki Marry Nowy York nie kojarzył się Andrzejowi z infantylnymi ludźmi naszpikowanymi tolerancją w każdym tego słowa znaczeniu ; z bezwzględnym konsumpcjonizmem; i z nieustannym pogonią za czymś co tak naprawdę nie jest tej pogoni warte; a raczej z pobłażliwym , z przymrużeniem oka spojrzeniem mieszkańców na to co na świecie, jakby Nowy York był tylko jedną odkrytą kropką na mapie wśród wielu białych plamek; będzie Andrzejowi się kojarzyć z serdecznymi ludźmi, ich ciepłem i otwartością; z stanowczym jednokierunkowym ruchem w postępie nauki i wykorzystania do jej rozwoju wszelkich jeszcze niewykorzystanych zasobów. No i z Marry. Będzie zawsze kojarzyć mu się z Marry. Pozytywnie. Prawie całe dwa miesiące upłynęły Andrzejowi na zwiedzaniu miasta, degustacji właściwie wszelkich kuchni świata,. czytaniu książek w kawiarenkach czy też spacerowaniu po Central Parku. Bardzo dużo rozmawiał z Marry odkrywając, ze zdziwieniem, iż bliskość siostry Anny, jest dla jego zdrowia psychicznego zbawienna i niebywale potrzebna, jakby Marry nieświadomie ciągle łatała tą dziurę jaka została po śmierci Anny, a którą należało stale łatać bo gdy się ją zostawiło to sie psuła. Marry wiec ciągle łatała ową dziurę , starając się jednak subtelnie nie poruszać tematów smutnych i niewłaściwych, tak by Andrzej mógł wydobrzeć a owa dziura wreszcie przestała się kruszyć i została by definitywnie zalepiona. Niestety Marry zawsze była szczera, zwłaszcza gdy uważała kogoś za swego przyjaciela, a ten wewnętrzny machinalny odruch mówienia ludziom prawdy i zawsze prawdy w końcu i tu, w przypadku Andrzeja, wziął górę... - Wiesz, zawsze myślałam, że w końcu będziecie rodziną - wyrzekła patrząc się na już uschnięte liście drzew. Spacerowali jak zwykle po Central Parku, a chcąc się na chwile zatrzymać by porozmawiać usiedli na jednej ze swoich ulubionych ławeczek. Marry popatrzyła łagodnie na Andrzeja, a on zwęził nieznacznie usta nie patrząc na nią. Przez jego wzrok zrazu posępny przeświecał znowu ten smutek i żal jaki Marry widziała u niego już wcześniej. a który on tak bardzo starał się ukryć. Od dziury ponownie odpadła duża łata. Marry pokręciła głową: - Przepraszam, że o tym mówię - zaczęła i tu zawahała się...- Po prostu...myślałam, że któreś z was w końcu wydorośleje. Że się pobierzecie i zostaniecie rodziną. Że któreś z was w końcu postawi warunki. Określi reguły życia. Andrzej popatrzył chmurnie na przejeżdżającego rowerzystę. Na lekkość i gracje jego pedałowania; na nieskrepowane żadną troską ruchy ramion i uśmiechnięty , ten szczęśliwy, bez trosk wyraz twarzy. Dziś w istocie był ładny dzień. Westchnął głęboko. - Brak mi było odwagi - wychrypiał - A może brak świadomości tego co mam. Sam już nie wiem - wzruszył ramionami - Powinienem podjąć decyzje. Oświadczyć się albo pozwolić odejść. Nie więzić jej. Czuję sie tak jakbym ją więził. Uczyniłem ją jakimś przepięknym niewolnikiem swojej osoby. Popatrzył na Marry tak żywo i bystro utwierdzając ją , że ta świadomość powoduje u niego katusze i męki i że to w tej świadomości tkwi sedno całego jego cierpienia. Po policzku spłynęła samotna łza, którą Andrzej nerwowo otarł wierzchem dłoni: - Anna mogła mieć każdego. Porządnego faceta, który by ją kochał i troszczył się o nią. Każdego. Pokręcił lekko zażenowany głową, wściekły na siebie, że po policzkach lecą mu łzy. Marry uśmiechnęła się ciepło i mocno schwyciła Andrzeja pod ramię: - Mogła..ale nie chciała. Nie więziłeś jej. Miała możliwość wyboru. Wybrała Ciebie. Kochała Ciebie. Chciała być z Tobą. Marry z roztkliwieniem otarła łzę już ściekającą po policzku Andrzeja. Gdy to zrobiła Andrzej nagle uśmiechnął się zawadiacko: - Jakie to życie jest przewrotne - odparł rozbawiony - Czy wyobrażasz sobie jakiś rok temu, że będziemy siedzieć razem w Central Parku, ty będziesz trzymać mnie pod rękę ...będziesz się DO MNIE uśmiechać - Andrzej zaakcentował dobitnie wyrażenie do mnie - Marry wywróciła oczami: - I co najważniejsze, będziemy rozmawiać ze sobą. Nie krzyczeć - rzekła ze śmiechem - Anna dostałaby zawału . Nie uwierzyłaby. Nagle Marry spoważniała: - Wiesz... Ja ci tego wszystkiego nie mówię aby sprawić czy przykrość. Abyś poczuł się jeszcze gorzej niż w istocie się czujesz. Mówię Ci to wszystko bo TY w porównaniu z Anną możesz coś z tym zrobić. Życie jest podłe zgadzam się z tym, i to, że ty i Anna nie mieliście czasu by do pewnych kwestii dojrzeć, to niesprawiedliwe. Okrutne i niesprawiedliwe. Ale wiem za to czego Anna by teraz pragnęła.... - tu urwała patrząc się wymownie na Andrzeja, który teraz w ciszy się jej przyglądał. Po chwili kontynuowała: - Każdy z nas wybiera taki los na jaki myśli, że zasługuje nie wiedząc, że jest wart więcej. Andrzej....ty jesteś wart więcej. Nie skazuj swojego życia na porażkę, tylko dlatego, że żałujesz decyzji minionych czy niepodjętych - i teraz to w jej oczach poprzez nieśmiałe łzy Andrzej dostrzegł kształtującą się prośbę - Chciej żyć! Skoro nie dla siebie samego, to dla innych. Masz dla kogo żyć. Pokiwał głową i odwrócił głowę jakby w tym wyznaniu Marry była jakaś cząstka jej intymności, którą on nie chciał naruszać. Właściwie chciał, tylko nie wiedział czy powinien. Zapytał jednak po chwili: - A ty? Wzruszyła ramionami - A ja? Co ja? - A ty nie żałujesz ...dokonanych wyborów? Każdy potrzebuje miłości i nie wierze byś ty była tu wyjątkiem - wziął głęboki oddech i kontynuował - Ja żałuje decyzji minionych, niepodjętych przy odpowiednio sprzyjająco wtedy czasie i przez to boję się też podejmować ich obecnie. Zraniłem już jedną osobę. Właściwie dwie - poprawił się myśląc o Wiktorii - I teraz nie chcę zranić jej znowu. Andrzej wiedział, iż teraz myśli już o Wiktorii. O decyzjach, które powinien już na dzień dzisiejszy podjąć, a których konsekwencje sięgają daleko w przyszłość . Jego przyszłość. I jej przyszłość. Marry pokręciła głową - Nie każdy jest do tego stworzony - rzuciła cierpko - Nie każdy jest stworzony do kompromisów. Konsensusu. Wyrzeczeń. Marry urwała i spojrzała na niego smutno. I w tym ułamku sekundy, Andrzej poczuł niemal namacalnie tą silę która pcha człowieka do czynów niezwykłych; jakby odkrył na czym to życie powinno polegać i na czym jest oparte. Co je buduje i jest nieodłącznym fundamentem bez którego cały świat nawet pieczołowicie budowany jest pusty. I wtedy zrozumiał. To było super uczucie. Uśmiechnął się serdecznie i ujął jej dłoń. - Czemu się uśmiechasz? - spojrzała na niego zaskoczona. - Bo miłość nie jest logiczna. Nie można jej wytłumaczyć. I każdy jej potrzebuje, każdy jest do niej stworzony mniej lub bardziej. Każdy chce być kochany .Każdy. Ja. Ty. - Ja chyba muszę się tego nauczyć - odparła chmurnie - Bo przez minione lata mi to nie wychodziło. Andrzej pokiwał zafrasowany głową wpatrując się w ciszy w mieniące się czerwienią i brązem liście klonu naprzeciwko ławeczki; ledwo już trzymające się na swoich blaszkach liściowych, gotowe do ostatniego lotu i w efekcie finalnym uschnięcia na grząskiej ziemi nowojorskiego parku. Po chwili spojrzał pewnie na Marry i rzekł rozbawiony: - Ja Cie kocham i chociaż wiem, że TO nie jest to o co ci chodzi - odparł tkliwie - To jest to COŚ godnego uwagi. Coś wartego zanotowania. Po chwili spoważniał: - Zawsze możesz na mnie liczyć Marry - wyrzekł - Zawsze JUŻ możesz na mnie liczyć Na największych tragediach można budować największe przyjaźnie. I miłości. Oto złota zasada. Marry pokręciła rozbawiona głową. : - Tak, na drugim końcu świata. W Polsce... - Ciałem - wtrącił jej w słowo - Ale nie duchem. Marry pokiwała głową i mocniej ścisnęła jego dłoń. Zasępiła się jeszcze bardziej . Ten melancholijny nastój obojga zdawał się udzielać również otoczeniu; wzmógł się wiatr a brunatne , uschnięte liście z jakąś dziwną zaciętością zaczęły spadać z drzew na ubitą ścieżkę; wzmógł się również wiatr. Przez długą chwilę milczała by dopiero po minucie powiedzieć już ze swoim ironicznym wydźwiękiem, właściwym chyba obu siostrom: - Od nienawiści do miłości. Pięknie ...naprawdę pięknie Andrzej wyszczerzył się. -Pamiętam , że kiedyś uczyłem się....- zaczął - Uczyłem się , że miłość i nienawiść to jedna rodzina wyrazów. Dzieli je bardzo krucha granica. Marry uśmiechnęła się i wstała: - Chodź. Standardowo kawa i naleśniki. - Z syropem klonowym. Andrzej wstał; włożył ręce do kieszenie i lekko się uśmiechając ruszył dziarsko za Marry. v Irena odetchnęła głęboko na tyle na ile tylko mogła. Miała niemal stu-procentową pewność, że jej przeponie zostało brutalnie zabrane miejsce gdzie mogła unosić się i opadać wymuszając skurcz i rozkurcz płuc, jedno z wielu miejsc, którymi oddychała dostarczając tlenu do swoich komórek. Przepona. Irena. I dzisiaj właśnie poczuła, że jej zabierano coś bardzo cennego. Zorientowała się, że przez osiem miesięcy pewien bardzo uparty jegomość kradł jej tlen w zamian dając jedynie swoją obecność. Bystre spostrzeżenie. Trafne odnotowanie. Dokonywano kradzieży stopniowo jakoby uprzednio planując każdy poczyniony krok, rozpatrując każde zdobywane miejsce tak by matczyny inkubator przystosował się do zmieniających warunków środowiska a cały proces nie przebiegałby tak gwałtownie. Czuła to. Irena. I przepona. Mimo iż oddaleni byli całym niemal napiętnowanym układem pokarmowym , to teraz odczucie braku miejsca przybrało niemal kuriozalną wartość. W Irenie. I w przeponie. Osiem miesięcy, cztery dni i dwie godziny – pomyślała Irena, krzywiąc się gdy dziecko kopnęło uparcie, prosząc brutalnie o jeszcze więcej miejsca. Adam uśmiechnął się i położył koło narzeczonej; - Jeśli on jeszcze trochę urośnie boję się, że eksplodujesz – stwierdził poważnie. Jego surowa mina mówiła sama za siebie. Naprawdę się bał. - On? - Brzuch - wyjaśnił. Troskliwie dłonią zaczął wodzić po wydatnym brzuchu Ireny od dołu do góry. Tam gdzie kończyła się obcisła podkoszulka a zaczynała ciepła skóra ciążowego brzuszka- a było to w połowie brzucha ,tuż poniżej pępka - nagle zatrzymał dłoń i włożył ją pod bluzkę tak by żaden ruch dziecka mu nie umknął. - Lubię kiedy kobieta* - zaczął ze śmiechem. Irena skrzywiła się. -Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu - kontynuował przykładając usta do brzucha i delikatnie odsłaniając go w całej okazałości. - kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu. - Kobieta owszem - wtrąciła sarkastycznie Irena - Ale nie tir z przekroczonym ładunkiem. Adam jednak nie zważał na jej humory. Prędziutko pozbawił jej bluzki i dalej kontynuował jak zahipnotyzowany wpatrując się w jej ciążowy brzuszek: -Gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie - ściągnął z niej stanik-I wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie - recytował pożądliwie co chwila robiąc przerwę na składanie pocałunków na brzuszku, piersiach i szyi. Irena zaczęła się śmiać. Adam chwila się zawahał. Popatrzył z zawadiackim uśmiechem i zdjął z niej ciasne spodnie. Teraz była już całkowicie naga a on mógł sycić się każdym detalem jej pięknego ciała. Szybko również siebie pozbawił spodni i bokserek: -Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi, gdy wpija się w ramiona palcami drżącymi - mówił coraz szybciej i głośniej a Irena zaczęła na przemian cicho pojękiwać to się śmiać z odczuwanej przez nich rozkoszy - Gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem... Irena tak właśnie oddychał. Adam zawahał się i pogładził jej policzek. Urywanym niemiarodajnym oddechem chwytała powietrze jakby nagle w otoczeniu było za mało tlenu. Zatrzymał się i popatrzył na ukochaną: - Nie przestawaj - poprosiła - Nie teraz. Wszystko okej. - Gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem - kontynuował jednak trochę wolniej - I oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem. Irena wybuchnęła głośnym śmiechem: - Pieprzony hedonista - I lubię ten wstyd - Adam mówił dalej co chwila sapiąc pożądliwie - co się kobiecie zabrania, przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania, zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia, gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia. - Hedonista szowinista. Gdzieś w oddali rozległ się odgłos zamykanych z trzaskiem drzwi. v Wiktoria wróciła z pracy i gdy tylko usłyszała dosyć głośne jęki i śmiechy rozchodzące się w całym korytarzu, a trzeba wiedzieć że doktor Consalida miała plastyczną wyobraźnię, zamknęła się w swoim pokoju z uporem maniakalno - depresyjnym trzaskając drzwiami. Należy stwierdzić że maniak depresyjny ma dobrą wyobraźnię, a maniak depresyjny z plastyczną wyobraźnią potrafi do jęków i stęków dorobić w głowie obraz kopulującej pary. Jeśli w tym obrazie kobietę zrobić ciężarną a mężczyznę wpatrzonego w niewiastę jak w prawosławną ikonę obraz wychodzi całkiem sexy. Dlatego też można powiedzieć,, że Wiktoria miała świetną wyobraźnie. Maniak depresyjny z plastyczną wyobraźnią. Skrzywiła się gdy okazało się, że dźwięki przechodzą przez cienkie drewno drzwi. Rozebrała się, założyła luźny T- shirt i spodenki. Męskie. Kąpać się nie ma po co - pomyślała kwaśno wąchając pomięty T- shirt pod pachami.. Godzinna 20. Później prysznic. Już chciała położyć się w swoim łóżku, zagłębić się w zimnej, samotnej pościeli gdy do głowy napłynęła inna chęć. Wstała i poszła do kuchni zrobić sobie podwójne espresso. Jedno w hotelu rezydentów było najwyższej jakości. Ekspres do kawy -marki Aid Kitchen, który parzył kawę jakości iście kawiarnianej o ile taka jakość w ogóle istniała. Adam lubujący się w kawie, jak jego brat - pomyślała cierpko Wiktoria, postawił sprawę jasno - W hotelu może nie być papieru toaletowego ale dobry ekspres musi być. Wyłożył połowę kwoty czyli trzy tysiące złotych a reszta podzieliła się kosztami. Ekspres tej marki był także w domu Andrzeja o czym ostatnio patrząc na logo firmy na ekspresie, Wiktoria sobie przypominała parząc swoje ulubione espresso. Do kuchni dobiegły głośne śmiechy. Jęki. Stęki. Chichy. Ledwie karczmy nie rozwalą. Hihi, hejże hola! Wpatrzyła się w brązowy płyn powoli cieknący do malutkiej filiżanki. I zaraz chciało jej się płakać. Nic jej tu nie trzymało. Zrobiła espresso i wróciła do łóżka. Zdjęła majtki i zanurzyła się w pościel sącząc energetyczny napar. Po chwil dołączył do niej Bartek. Stanął w progu z własną filiżanką. Z lekkim zarostem, białym podkoszulkiem i luźnymi szortami wyglądać niezwykle atrakcyjnie. Niechlujno atrakcyjnie. Prawda, w tym momencie doktor Consalida chciała go znów przelecieć ale kładła to na karb swojej samotności i tęsknoty za kimś tak odległym, że aż niedostępnym. Za niedostępnością, która nie była łaskawa nawet powiadomić jej osobiście o swojej czasowej niedostępności. - Mogłeś mi powiedzieć, że będziesz parzyć sobie shota - rzekła z wyrzutem - Poczekałabym na ciebie. Zrobiłbyś i mi panie baristo. Wzruszył ramionami. Usiadł na skraju łóżka. - Włączymy muzykę. Wiktoria nawet nie kiwając głową na akceptację wychyliła się do szafki przy łóżku chwytając pilota od wieży. Zaraz rozległy się nostalgiczne nuty utworów Chopina. Nokturn E- flat major, Bartek pokiwał głową i spojrzał wymownie na Wiktorię: - Rozumiem. Zamknęła oczy i " w ciszy" rozkoszowali się muzyką póki nie doszedł ich tak głośny męski okrzyk, że śmiało można powiedzieć, że przy tej ekspresji Adam mógł swobodnie konkurować z innymi starając się o pracę jako sprzedawca kukurydzy na bałtyckiej plaży. A jakiego rodzaju był to okrzyk to sprawa do prywatnego wyobrażenia. Wiktoria otworzyła oczy i wywróciła nimi jak starsza ciotka- trzpiotka-przyzwoitka. Bartek zaśmiał się i dalej sączył swoje espresso. Po chwili odezwał się: - Zazdroszczę im. - Czego? - Daj spokój Wiki. No wiesz... Ty też im zazdrościsz. Tego, że mają siebie nawzajem. Że kochają się tak bardzo, pożądają siebie tak chciwie, że nawet ósmy miesiąc ciąży Ireny im nie przeszkadza by uprawiać miłość - Bartek dobitnie i najwidoczniej z właściwym sobie celem zaakcentował wyrażenie "uprawiać miłość" zamiast "uprawiać seks". - To naprawdę piękne. Wiktoria milczała. To prawda bardzo im zazdrościła ponieważ tęskniła. Wkurzała się pomimo tęsknoty i pragnienia bliskości z mężczyzną będącym teraz na innym kontynencie - mimo to wiedziała, że Andrzej wykonał słuszny krok. Jednocześnie miała mu to za złe, tęskniąc za nim i pragnąc jeszcze bardziej tego co teraz mogłoby się wydawać dla nich, dla niej jedynie czystą mrzonką. Podjął decyzje a za każdą decyzją idą jej konsekwencje - pomyślała gorzko - Nie pytał mnie o zdanie co znaczy, że nie jestem dla niego dostatecznie ważna. Gorycz w umyśle Wiktorii sprawiła, że po policzku spłynęła samotna łza. - Więc to profesor Andrzej Falkowicz jest tym mężczyzną, którego darzysz uczuciem. Widziałem jak płakałaś kiedy " nieumyślnie" się postrzelił, wtedy w szpitalu - wytłumaczył po chwili gdy spojrzała na niego. Pokręciła głową: - Bartek, ja nie chcę o tym rozmawiać. - W porządku. Nie będę ciągnąć cię za język. Wiktoria uśmiechnęła się i jeszcze wyżej podciągnęła pościel zdając sobie sprawę, że jest pod nią całkowicie naga od pasa w dół. Bartek młody i przystojny. Amant. Ona samotna i zraniona. Kompilacja idealna. Chopin w tle. - Musze sobie wszystko poukładać - po chwili powiedziała - Podjąć pewne decyzje. - Ale ja ci nie przeszkadzam w dumaniu? Zmarszczyła czoło: - Nie, absolutnie nie. - Lubię kiedy kobieta duma - odparł ze śmiechem - Chodź - wstał i wziął również jej filiżankę stojącą na szafce przy łóżku - Zrobimy sobie kolejną porcję kofeiny i wtedy podumamy. Wiktoria jeszcze wyżej podciągnęła pościel i wtopiła głowę w mięciutką puchową poduszkę. - Nie mogę - rzuciła figlarnie - Jestem naga od pasa w dół. - Tego nie musiałaś mi mówić. v Do planowanego powrotu pozostawały Andrzejowi jeszcze trzy tygodnie i chociaż tęsknił za Wiktorią i Adamem; chociaż w głowie planował już sobie rozmowę jaką będzie chciał odbyć z ukochaną; i chociaż wizje tego co będzie się starał wyrazić słowami a co wiedział słowami chyba nie da się wyrazić, krążyły mu w głowie ; mimo tego to wszystko nie sprawiało, że chciał wracać. Prawda jest taka, że zadomowił się tu w Nowym Yorku. Dobrze mu było z Marry, a ten wszechobecny smród tłocznego miasta pieścił jego nozdrza i działał jak narkotyk; przeciwnie aniżeli powinien nie odstręczał go. Zakochał się w tym mieście tak bardzo jak można zakochać się w francuskich bagietkach czy w gorącej czekoladzie z ekstra pianką. Zakochał się na słodko. Na trwale. Siedząc w kawiarence na Washington Square Park przeglądał wiadomości na swoim iPadzie i sączył kawę, gdy zadzwonił telefon. To był Adam. Andrzej uśmiechnął się szeroko. - Co tam braciszku? - odebrał po drugim sygnale - Cieszę się, że dzwo... - Andrzej, ona chce wyjechać - głoś Adama brzmiał głośno i niezwykle rzetelnie przez słuchawkę - Wiktoria chce wyjechać. Dostała propozycje pracy, bardzo korzystną ofertę pracy z dużymi perspektywami rozwoju. Z początku się wahała, nic nie chciała mi powiedzieć, siłą musiałem od niej wyciągać informacje, ale wygląda na to, że się skusi. Pójdzie na to. Andrzej słuchał z posępnym wyrazem twarzy. Poczuł na karku jak zjeżyły mu się wszystkie drobne włoski. Adam kontynuował: - Informuje cię o tym, żebyś nie był zaskoczony. - ciągnął - Podejrzewam, że ona sama cię o tym nie poinformuje. - Gdzie ta praca? Gdzie chce się przeprowadzić? Usłyszał ciche westchniecie w słuchawce: - Kraków. Do Krakowa Andrzej prychnął: - Pewnie Clinic....to ją pewnie skusiło...wysokie zarobki....badania. - Pewnie tak - Adam westchnął - Pewnie tak. Nastała chwila ciszy na linii. Obaj panowie wiedzieli, że Wiktorii nie chodzi o zarobki, odległość czy perspektywy rozwoju. Po chwili Andrzej ścisnął mocniej słuchawkę. - Adam ...nie możesz pozwolić jej wyjechać - wyrzekł zdesperowany - Ja wiem... - Nie, Andrzej! - przerwał mu - Nie! Nie mam prawa by tego robić. To jest jej świadomy wybór, a ja nie mogę na nią wpływać. Jest wolną kobietą, sama za siebie odpowiada - tu Adam zawahał sie - Dlatego błagam Cie nie proś mnie o to. Chciałem Ci tylko powiedzieć...abyś wiedział Andrzej złapał się nerwowo za włosy. - Proszę cię tylko - wychrypiał - abyś ją zatrzymał na kilka dni. - Andrzej co znaczy zatrzymaj na kilka dni? Mam ją więzić w domu, trzymać pod kluczem w pokoju? - Cholera po prostu postaraj się ją zatrzymać! Niech się wstrzyma. I'm coming. - Andrzej co ty zamierzasz zrobić? Ale Andrzej już się rozłączył. Jak najszybciej zarezerwował najbliższy wolny lot do Warszawy. Odlot jutro o godzinie czasu miejscowego - przeczytał na ekranie swojego iPhona i bez zastanowienia zabukował jedno miejsce. Ja jej dam Kraków - pomyślał wściekły - Kurwa już ja jej dam. Dopił pośpiesznie kawę , zostawił spory napiwek i ruszył do domu spakować wszystkie swoje rzeczy. Ola "Lubię kiedy kobieta" - liryk Kazimierza Przerwy - Tetmajera.
Ola i liście (A'Vista i Barbara Pliszka) - Piosenki dla Dzieci zobacz tekst, tłumaczenie piosenki, obejrzyj teledysk. Na odsłonie znajdują się słowa utworu - Ola i liście (A'Vista i Barbara Pliszka).
Opracowanie Piosenki Biesiadne (213) Poszla Karolinka do Gogolina F C C F Poszla Karolinka do Gogolina F C C F A Karliczek za nia, a Karliczek za nia C7 C7 Z flaszeczka wina. F C F Szla do Gogolina, przed sie patrzala, Szla do Gogolina, przed sie patrzala, Ani sie na swego synka szykownego Nie obejrzala Prowadzze mnie, drozko, hen, w szeroki swiat Prowadzze mnie, drozko, hen, w szeroki swiat Znajde tam inszego syneczka milego Co mi bedzie rad Nie gon mnie Karliczku, czego po mnie chcesz? Nie gon mnie Karliczku, czego po mnie chcesz? Joch ci juz pedziala, nie byda cie chciala, Sam to przeca wiysz Wroc sie, Karolinko, bo jada goscie! Wroc sie, Karolinko, bo jada goscie! Jo sie juz nie wroca, jo sie juz nie wroca, Boch jest na moscie. Wroc sie, Karolinko, czemu idziesz precz? Wroc sie, Karolinko, czemu idziesz precz? Nie odpowiem tobie, po swojemu zrobie To nie twoja rzecz Nie odpowiedziala, synka odbiezala, Oj, okropno rzecz!
T. toydriver00 · #11 · Oct 18, 2013. Traprock said: +1 on the nut extractor and like toydriver00 said use a 6 point socket for removing and torquing. I have 19mm and 3/4 sockets in 12 and 6pt. Getting a nut extracter in there may be tough. Reply.
Jesienny spacer można uprzyjemnić zbieraniem kolorowych liści, kasztanów i żołędzi. Po powrocie do domu będzie świetna zabawa! Tak też pomyślała mała Ola z Ola na spacerek Na słoneczko, na wiaterek A tu lecą jej na głowe Liście złote i brązowe…(x2)Myśli Ola – Liści tyle Zrobię bukiet z nich za chwilę La, la, la, la, la, la, la, la, la La, la, la, la, la, la, la, la, laPosłuchaj piosenki Poszła Ola na spacerek:
Check out Piosenka łączy pokolenia by Chór dziecięcy Agaty Steczkowskiej, Agata Steczkowska on Amazon Music. Stream ad-free or purchase CD's and MP3s now on Amazon.co.uk.
Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2014-08-10 23:01:50 BabaOsiadła 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-09-14 Posty: 5,676 Temat: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość! Na innym forum pewna kobieta zwierzyła się, że nie lubi bawić się ze swoim dzieckiem, męczy ją to i nudzi. Siedzenie w domu ją wkurza, spacery po parku są monotonne, a od tych wszystkich piszczałek, misiów, klocków i laleczek aż oszaleć idzie, chętnie więc "ucieka" do pracy, a raz na jakiś czas musi wyjechać, żeby odpocząć od więc zapytać, jak było/jak jest u Was Czy zabawy z dzieckiem sprawiały Wam autentyczną frajdę? Czy raczej to było na zasadzie "dziecko się cieszy, więc i ja jestem zadowolona", "spacery to samo zdrowie, więc poświęcę się i pochodzę"? A może którąś z Was, tak jak tamtą kobietę, zajmowanie się maluchem nudziło i drażniło, i nie mogłyście się doczekać, aż dziecko podrośnie/pójdziecie do pracy/wyrwiecie się z domu?Z czego, Waszym zdaniem, wynika to, że kobieta nie przepada za zabawami z własnym potomstwem? Brak instynktu macierzyńskiego, brak miłości do dziecka, efekt nieplanowanej ciąży? Czy to dobra matka, ale bez "wewnętrznego dziecka" w sobie, nieco sztywna, nie umiejąca śmiać się i wygłupiać? A może uważacie, że to jednak normalne, w końcu trudno, by dorosłego człowieka cieszyło wielogodzinne siedzenie wśród lalek i misiów, i bieganie po placu zabaw, ale dla dobra dziecka trzeba się przemęczyć? Czy też w ogóle nie rozumiecie problemu, bo matka ma dbać i wychowywać, ale od zabaw są rówieśnicy - i Wy nigdy nawet nie pomyślałyście o urządzaniu domków dla lalek, podwieczorków u misia, czy o budowaniu wieży z klocków? 2 Odpowiedź przez Mussuka 2014-08-11 10:09:02 Mussuka Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-07-27 Posty: 11,375 Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość! Spacery lubilam, zabaw nigdy. Po prostu nie mialam nigdy weny do takiego przestawiania klockow, niunkania czy trututania. Lubilam zajac sie dzieckiem w sensie opieki zdrowotno-zywieniowo-odziezowej:) a zabawe zostawialam swojemu partnerowi, ktory to uwielbial i mial do tego anielska cierpliwosc i smykalke. On lezal godzinami z mala na dywanie i cos tam tworzyli a ja sobie gospodarzylam w innych czesciach kazdy umie czy lubi zabawy z bardzo malymi czy malymi dziecmi. Natomiast taka osoba moze miec pozniej swietny kontak z juz nieco starszym dzieckiem. Nie widze w tym nic zlego. Ten najwiecej mowi o przeszlosci, kto nie ma planow na przyszlosc 3 Odpowiedź przez Anhedonia 2014-08-11 10:30:02 Anhedonia 100% Netkobieta Nieaktywny Zawód: oligofrenopedagog Zarejestrowany: 2010-11-16 Posty: 5,896 Wiek: Over (?) 50 Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość! " ...to dobra matka, ale bez "wewnętrznego dziecka" w sobie, nieco sztywna, nie umiejąca śmiać się i wygłupiać"?DOKŁADNIEJuż w harcerstwie się to sprawdziło (że nie wspomnę, iż również w pracy)... żadnych tam zuchów, tylko drużyna starszo-harcerska Każdy ma swoje preferencje. Nie widzę w tym niczego złego. Istotną zdaje się być sztuka owego podziału zadań przy dziecku (jak opisała) Mussaka. Ja z wózkiem szwendałam się bez opamiętania. Dla odpoczynku ... a ile refleksji można wówczas wysnuć! "Panie, daj mi SIŁĘ, abym zmienił to, co zmienić mogę, daj mi CIERPLIWOŚĆ, abym zniósł to czego zmienić nie mogęi daj mi MĄDROŚĆ, bym odróżnił jedno od drugiego." Oetinger 4 Odpowiedź przez bbasia 2014-08-11 11:01:14 bbasia Redaktor Działu Psychologia Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-06-12 Posty: 3,001 Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość! Ja bardzo lubiłam spacery z dzieckiem. Z małym, bo to był odpoczynek od jęczenia i płaczów w domu, bo dziecko spało. Ze starszym - bo bardzo lubiłam pokazywać dzieciom świat. Lubiłam czytać synom książki. Natomiast nigdy nie lubiłam się z dziećmi bawić. Do zabawy, dla starszego, sprawiłam mu młodszego braciszka "W związku z tym, że wraca moda na rzeczy retro mam nadzieję, że zdrowy rozsądek i inteligencja znowu wrócą do łask." 5 Odpowiedź przez Nataluszek 2014-08-11 11:08:34 Nataluszek Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-06-26 Posty: 2,424 Wiek: 18+vat :) Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość! Spacery nawet lubię i zabawę w granicach rozsądku znoszę jednak, kiedy ktoś krzywo patrzy bo nie robię babek z piasku na placu zabaw, albo kiedy Luśka siedzi na podłodze wspaniale bawiąc się w tym moje dziecko w domu lubi bawić się samo i nie wymaga ode mnie kilkugodzinnych zabaw. Uff, tego bym nie tym zamiast spaceru o wiele bardziej wolę pójście do koleżanki, gdzie Lenka bawi się z dziećmi, lub wyjście na działkę, gdzie również może biegać wśród sprawia jej największą frajdę, a i ja mam chwilę spokoju. Mamy moc, by znaleźć wyjazd ze ślepej każdy szczyt dojść, tam gdzie dochodzą nieliczni. 6 Odpowiedź przez Olinka 2014-08-11 11:59:56 Olinka Redaktor Naczelna Forum Aktywny Zarejestrowany: 2009-10-12 Posty: 45,387 Wiek: Ani dużo, ani mało, czyli w sam raz ;) Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość! Naprawdę lubiłam zajmować się swoim małym dzieckiem, ale o ile dużo z nim rozmawiałam, oglądałam/czytałam książeczki, chętnie wychodziłam na spacery, jeździłam na wycieczki, o tyle zabawa klockami/samochodzikami/misiami szybko mnie nudziła. Nigdy nie czułam się z tego powodu winna - jestem dużą dziewczynką, więc uważam, że miałam prawo nie czuć powołania do długich, nużących zabaw. Z drugiej strony uwielbiałam swoje dziecko po prostu obserwować i to mogłam robić godzinami. Uwielbiałam też tarzać się z nim po podłodze, wygłupiać, rysować, malować, lepić z modeliny, wspólnie upiec ciasto albo zrobić budyń, uprawialiśmy roślinki, karmiliśmy rybkę, szukaliśmy skarbów w lesie. Oczywiście czasem i mnie dopadało męczenie, wtedy miałam ochotę (i robiłam to) urwać się z domu lub podrzucić wnuka dziadkom (był ich oczkiem w głowie, więc przy okazji wszystkim sprawiałam radość), dzięki czemu mogłam zająć się tylko sobą. Uważam, że jest to zdrowe - dla mamy, ale dla dziecka także. "Nie czyń samego siebie przedmiotem kompromisu, bo jesteś wszystkim, co masz." (Janis Joplin)[olinkowy status to już historia, z niezależnych ode mnie przyczyn technicznych właściwy zobaczysz dopiero w moim profilu ] 7 Odpowiedź przez bbasia 2014-08-11 12:15:29 bbasia Redaktor Działu Psychologia Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-06-12 Posty: 3,001 Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość! Wydaje mi się, że "obowiązek" zabawy z dzieckiem to jest wymysł całkiem niedawnych czasów. Bo z tego co pamiętam ze swojego dzieciństwa to do zabaw służyli rówieśnicy i rodzeństwo. Nie przypominam sobie, żeby rodzice bawili się ze mną ten "obowiązek" wynika z tego, że dzisiaj dzieci bardzo późno wychodzą samodzielnie na podwórko - o ile w ogóle wychodzą. Często są jedynakami więc rodzice niejako są zobowiązani rozwijać kontakty społeczne poprzez wspólna zabawę.... aczkolwiek jest to takie jakby niedoskonałe - bo rodzic na przykład nie będzie dążył do konfliktu z dzieckiem i będzie bawił się tak jak ono mu zagra. Lub sam wymyślał zabawy, żeby się dzieciak nie dochodzę do wniosku, że zabawy z dziećmi powodują więcej szkody niż pożytku w dziecięcym postrzeganiu świata "W związku z tym, że wraca moda na rzeczy retro mam nadzieję, że zdrowy rozsądek i inteligencja znowu wrócą do łask." 8 Odpowiedź przez samotnax4 2014-08-11 18:52:38 samotnax4 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-06-08 Posty: 1,010 Wiek: kobiet się o wiek nie pyta;) Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość!Uwielbiam spacery z moim dzieckiem, przytulanie, wygłupianie itp. Ale nie cierpię budowania domków, torów, Od zabawy na szczęście ma starszą siostrę:) 9 Odpowiedź przez Iceni 2014-08-11 19:46:38 Ostatnio edytowany przez Iceni (2014-08-11 19:47:14) Iceni Gość Netkobiet Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość! Spacery z dzieckiem w wózku to dla mnie najnudniejsza czynność z nim związana - nie znosiłam tego. A już kręcenie się po parku i tiutanie do kaczuszek doprowadzało mnie do szału. Chociaż chyba bardziej bezsensowne wydawało mi się spacerowanie z karaluchem gapiącym się w niebo i próbującym zjeść własne stopy. Na szczęście ten etap szybko kiedy w końcu moja córka podrosła uwielbiałam się z nią bawić. Malować. Rysować. Szyć ubranka dla lalek. Robić pacynki ze starych skarpetek. Lepić z plasteliny. Pleść wianki na łące. A kiedy wyciągałyśmy pudło z klockami lego to czasem nawet wolałam żeby mi nie przeszkadzała i dała mi się spokojnie pobawić. 10 Odpowiedź przez bajaderka123 2014-08-11 22:13:31 bajaderka123 Na razie czysta sympatia Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-02-22 Posty: 27 Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość!spacery z wozkiem - po miescie srednio- bo slaba infrastuktura potrafi doprowadzic do szalu, co innego po lesie, gorach, sama przyjemnosc, zabawy- najbardziej plastyczne brudzenie sie -uwielbiam:-) 11 Odpowiedź przez turboona 2014-08-12 06:42:54 turboona Zaglądam tu coraz częściej Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-07-11 Posty: 10 Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość!Ja też nie przepadałam za zabawami z dziećmi, nużące, okropne. Organizowanie im zabaw OK, ale uczestniczenie w nich - nie. Chodzenie na spacery tak, bo przynajmniej miałam okazję spotkać się z ludźmi i zobaczyć coś więcej niż cztery ściany. Mam troje dzieci (najmłodsze 2 latka) i szczerze mam czasem dość. Jestem sama z całym domem i dziećmi na głowie od rana do wieczora, mąż w pracy, albo zajmuje się swoim hobby, a ja gdzieś po drodze budowania rodziny zagubiłam siebie. Nie czuję się szczęśliwa, choć bardzo kocham moje dzieci. Ale czasem mam ochotę po prostu uciec jak najdalej. Chcę iść do pracy, ale nie wiem, czy sobie poradzę. Czuję, jak kręcę się w błędnym kole. 12 Odpowiedź przez AlinkaMalinka 2014-08-12 10:06:04 AlinkaMalinka Zbanowany Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-08-12 Posty: 19 Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość!Jak można nudzić się z własnym dzieckiem lub zmęczyć zabawą i opieką nad nim? przepraszam wszystkie NetKobiety ale nie pojmuję tego! Jestem mamą dwójki pociech - 3 lata i 1 rok, faktycznie jestem cyklicznie zmęczona, wiecznie na full obrotach, z brakiem czasu na ogarnięcie domu, ogrodu, męża przyjaciół... ale przeszczęśliwa, kiedy dziecko ciągnie mnie za rękę, zaprasza do wspólnej zabawy, chce wycieczki rowerowej, spaceru, układania puzli - pomocy! wyjaśnienia działania nawet najprostszego urządzenia, opowiedzenia bajki, poczytania... Rodzic przez zabawę z dzieckiem ma możliwość oswoić go ze światem, opowiedzieć to i owo, przekazać, nauczyć logicznego myślenia, przezorności Za chwilę nasze pociechy wyrosną, juz nie będą chciały naszej pomocy, zabawy z nami, przytulania na dobranoc.. Niejedna mama zatęskni za tym 13 Odpowiedź przez Nataluszek 2014-08-12 10:16:30 Nataluszek Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-06-26 Posty: 2,424 Wiek: 18+vat :) Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość! Alinko, kiedy się pracuje, uczy i ma dom, męża, rachunki i dziecko na swojej się marzy o tym, aby przez chwilę odpocząć, a nie siedzieć na podłodze całe popołudnie i układać w granicach rozsądku- ok, ale bez przesady. Mamy moc, by znaleźć wyjazd ze ślepej każdy szczyt dojść, tam gdzie dochodzą nieliczni. 14 Odpowiedź przez Madzia92 2014-08-12 10:41:32 Ostatnio edytowany przez Madzia92 (2014-08-12 10:50:00) Madzia92 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zawód: w trakcie nauki zaocznej Zarejestrowany: 2014-02-05 Posty: 1,998 Wiek: 24 Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość! Witajcie drogie mamy ........ wiecie fajnie że powstał ten wątek , dlaczego ? Zobaczcie ile was tu jest opisujących że męczy was poprostu nadmiar obowiązków a dziecko chce się bawić w coś czego wy akurat nie hmmm lubicie ? No dobra to za duże słowo ale wiecie o co chodzi pobawić sie w granicach rozsądku okey ale np caaaaały dzień( no pół bo dziecko tyle nie strzymie ;p ) np przy misiach lalkach nie każdego kręci .....a jest więcej takich mam tylko o tym się głośno nie mówi no bo " JAK TAK MOŻNA ??? Z WŁASNYM DZIECKIEM SIĘ NIE LUBISZ BAWIĆ ????????? " heh ....mozna , ja należe do osób która lubi sie poganiać pobawić w chowanego uciaprać farbami porobic coś z plasteliny porysować powygłupiać wyjść gdzieś z dzieckiem i z znajomymi - nie siedzieć tylko w domu i tylko z dzieckiem , lubie mieć czas dla siebie a wtedy mała się zajmuję sobą lub bawi się z partnerem ( no sorry do dziecka o ile rodzina jest we 3 to i tata się dzieckiem zajmuje nie tylko mama i mama ) wcale nie muszę lecieć do niej jak ćma do światła ..no sory Jeśli chodzi o temat niemowlaka i dziecka takiego do 2 lat to lubiłam spacery z wózkiem - nie ciciałam i tutałam bo mnie to do szewskiej pasji doprowadza poprostu wychodziłam z wózkiem ksiązka w łapke i heja do parku ;D potem etap raczkowania ...nie wspominam tego źle bo nic nie zrzucała i nie sięgała wystarczyło ostrzejsze NIE WOLNO i już a jak zaczeła chodzić to wiadomo ..spacerki na nogach ;p ja to akurat lubiłam , za to siedzenia przy lalkach misiach ...nie . dla jednych to dziwne ale jak się ma dom szkołe i inne na głowie praca problemy itp dziecko to nie zawsze jest się ze wszystkim na TAk i to wcale nie oznacza że którejś mamie dziecko przeszkadza czy zabawa z nim .......są osoby które to lubia a są osoby takie postronne Nie każda mama się do tego przyzna ale chyba każda ma taki moment aby wyjść zakmnąć drzwi i mieć godzinke tylko dla siebie bez żadnego " kochanie a daj .mamo pić płacz krzyk itp " mama to też kobieta a nie tylko mama co ma byc uwieszona na dziecku , poza tym moja córa należy do tych co sobie sama się pobawi więc o tyle z głowy ;D a jak jej się nudzi to owszem robimy coś razem wychodzimy pokazujemy sobie rózne "ciekawe" rzeczy , obserwacje.........:)) r 1750 g 46 cm szczęścia o imieniu Nadia Kocham najmocniej :* r 1700 g 47 cm synuś Fabianek :* 15 Odpowiedź przez Mussuka 2014-08-12 10:46:01 Ostatnio edytowany przez Mussuka (2014-08-12 10:48:23) Mussuka Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-07-27 Posty: 11,375 Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość! Nawet nie chodzi o brak czasu czy energii, mnie po prostu nigdy na dluzej nie starczalo cierpliwosci zeby klocki ukladac, pieskami szczekac czy malowanki robic z moja corka. Po prostu nie mam do tego weny i koniec. Na sile nie zdziecinnieje. Ona bawila sie swietnie albo sama albo z innym dzieckiem/dziecmi albo ze starszym bratem albo z tata. Teraz bawi sie dla odmiany ze mna. Akurat takie sprawy jak praca, dom, rachunki (Internet sie klania) to ja swietnie ogarniam i dziecko mi tu w niczym nie przeszkadzalo, ale bawic sie nigdy nie lubilam i nie polubie. Z wnukami tez raczej puzzli ukladac nie zamierzam ani misiom kubraczkow szyc. Ten najwiecej mowi o przeszlosci, kto nie ma planow na przyszlosc 16 Odpowiedź przez Anhedonia 2014-08-12 10:46:16 Anhedonia 100% Netkobieta Nieaktywny Zawód: oligofrenopedagog Zarejestrowany: 2010-11-16 Posty: 5,896 Wiek: Over (?) 50 Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość! To po co mieć owo dziecko, jeżeli to taka udręka?Przecież można zaplanować sobie wszystko jakoś rozsądniej... po kolei - NIE MA obowiązku "iść na żywioł" we wszystkich dziedzinach życia JEDNOCZEŚNIE ?Też będąc młodą mamą cierpliwości nie miałam zanadto... wraz z dojrzałością WSZYSTKO dawało się lepiej połączyć i ŚWIADOMOŚĆ iż owe chwile kolejne rozwoju malucha nie wrócą, są niepowtarzalne i tak ulotne, pozwoliły na PRZYHAMOWANIE tempa... Ostatnią córkę wychowywałam łącząc pracę ze studiami. Z PERSPEKTYWY - właśnie to późne macierzyństwo było najbardziej satysfakcjonujące i chyba najlepiej mi "wyszło" Ale to tylko moje doświadczenie. Każdy ma swoje... "Panie, daj mi SIŁĘ, abym zmienił to, co zmienić mogę, daj mi CIERPLIWOŚĆ, abym zniósł to czego zmienić nie mogęi daj mi MĄDROŚĆ, bym odróżnił jedno od drugiego." Oetinger 17 Odpowiedź przez Madzia92 2014-08-12 10:53:55 Madzia92 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zawód: w trakcie nauki zaocznej Zarejestrowany: 2014-02-05 Posty: 1,998 Wiek: 24 Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość! Anhedonia tez jestem mamą która się uczy i nie uważam tego za jakiś tam kłopot ..poprostu są zabawy do których się na nadaję bo nie chce ......ty wszystko lubisz? Owszem idzie wszystko pogodzić zaplanować i jest fajnie ale raz to nie każda mama musi wszystkie zabawy kochać BO MA DZIECKO a dwa nie każda mama umi wszystko pogodzić co zauważyłam na tym forum choćby .........i chyba napisałam to jasno w poście to że nie lubie jakiś zabaw nie oznacza że mi dziecko przeszkadza czy mnie męczy . r 1750 g 46 cm szczęścia o imieniu Nadia Kocham najmocniej :* r 1700 g 47 cm synuś Fabianek :* 18 Odpowiedź przez BabaOsiadła 2014-08-12 10:59:28 BabaOsiadła 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-09-14 Posty: 5,676 Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość!Gdybym miała tylko siedzieć w domu i bawić się misiami, ewentualnie pchać wózek po parku (z całym szacunkiem do osób, które to robią i lubią, każdy ma inaczej ), to bym się chyba zastrzeliła. Na całe szczęście dziecko mi się trafiło specyficzne i lubi robić to, co ja lubię 19 Odpowiedź przez Anhedonia 2014-08-12 11:12:32 Ostatnio edytowany przez Anhedonia (2014-08-12 11:14:58) Anhedonia 100% Netkobieta Nieaktywny Zawód: oligofrenopedagog Zarejestrowany: 2010-11-16 Posty: 5,896 Wiek: Over (?) 50 Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość! Owszem, racja. Ale dziecko sporo czasu spędza śpiąc, wiec... można go wówczas poświęcać innym gdy już SIĘ JE ma... owo dziecko, to i odpowiedzialność za jego rozwój takoż... można ten również przekuć w szaloną ciekawość jego kolejnych "zdobyczy" i mu w tym towarzyszyć. POKAZYWAĆ świat PRZECIEŻ ono się UCZY i POZNAJE ŚWIAT bawiąc się. No sorry, ale w ciuchlandzie/butiku za bardzo się jego rozwój nie stymuluje Dziecku zabawa JEST niezbędna i NALEŻY SIĘ jak "psu buda"! Powiem więcej: DOROSŁY jest władny dokonać WYBORU owej wybrać taką, by samemu przy tym, nie umrzeć z nudów Owszem - kiedyś nie lubiłam tych wszystkich zabaw dziecięcych - ale jaki był wybór owych w latach 80/90-tych a jaki teraz?Kolejny TRUD (macierzyństwa)? Posadzić przed TV lub kompem i niech nie przeszkadza? "Panie, daj mi SIŁĘ, abym zmienił to, co zmienić mogę, daj mi CIERPLIWOŚĆ, abym zniósł to czego zmienić nie mogęi daj mi MĄDROŚĆ, bym odróżnił jedno od drugiego." Oetinger 20 Odpowiedź przez BabaOsiadła 2014-08-12 11:19:57 BabaOsiadła 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-09-14 Posty: 5,676 Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość! Anhedonia napisał/a:Sztuka wybrać taką, by samemu przy tym, nie umrzeć z nudów Otóż to 21 Odpowiedź przez sophie2 2014-08-12 11:22:04 sophie2 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-04-11 Posty: 821 Wiek: 19 Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość!Ja dzieci nie mam ale moja bratowa ma syna, nie bawi się z nim bo mówi, że nie lubi. Twierdzi, że ona ma dość dzieci i po prostu ją to nie kręci 22 Odpowiedź przez Mussuka 2014-08-12 11:37:53 Ostatnio edytowany przez Mussuka (2014-08-12 11:46:57) Mussuka Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-07-27 Posty: 11,375 Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość! Anhedonia napisał/a:Owszem - kiedyś nie lubiłam tych wszystkich zabaw dziecięcych - ale jaki był wybór owych w latach 80/90-tych a jaki teraz?Szczerze? O wiele ciekawszy, bo zmuszajacy do myslenia. Jako dzieciak uwielbialam np. bawic sie z rowiesnikami (po pare lat mielismy) w tzw. sklep. W kupie piachu u babci za stodola. Wszystko trzeba bylo sobie samemu sklecic, wage, polki, towary, kase, siatki itp. Alez to byl challenge. I wciagalo jak nie wiem mala miala mniej wiecej tyle samo lat co ja wtedy tez zachcialo jej sie sklepu, no to kupilismy: gotowa kasa, pieniazki, plastikowe artykuly do nabycia, lada - nic tylko stanoa i sie bawic. I jakos nas to nie wciagnelo. Ani jej ani godzinami wisielismy do gory tylkami na trzepakach i bylo super, teraz Wiedzminy, Pokemony i dzieciak dalej znudzony. Bo sie nie lubie bo moze nie umiem tymi dzisiejszymi gotowcami (Barbich, konikow Pony i calego tego Hello Kittowego badziewia nie trawie) ale lubie np. uczyc ja kolejnych "dyscyplin sportowych" (nauczylam ja sama plywac, jazdy na rowerze, na lyzwach, na nartach, grac w gume, w siatkowke, w badmingtona itp.), lubimy ogladac wspolnie filmy, malowac sobie pazury, isc na spacer i pogadac. W karty tez rzniemy i to jak:)Ale puzzle z nia kto inny uklada albo gra w gry planszowe. Ja nudze sie przy tym na starcie. Ten najwiecej mowi o przeszlosci, kto nie ma planow na przyszlosc 23 Odpowiedź przez Nataluszek 2014-08-12 15:42:59 Nataluszek Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-06-26 Posty: 2,424 Wiek: 18+vat :) Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość! Anhedonio, z tym spaniem to nie do końca. Nie każde dziecko przesypia pół dziecko ma 1,5 roku i śpi max 2 godziny dziennie. Nie jest to dużo w porównaniu do obowiązków jakie się to, że ktoś nie lubi bezproduktywnie kopać z dzieckiem w piłkę nie oznacza, że dziecko jest dziecko jest typem samotnika. Lubi sama się bawić. Po co więc mam się wtryniać na siłę w jej zabawę? Mamy moc, by znaleźć wyjazd ze ślepej każdy szczyt dojść, tam gdzie dochodzą nieliczni. 24 Odpowiedź przez Liwia 2014-08-12 16:11:13 Ostatnio edytowany przez Liwia (2014-08-12 16:12:24) Liwia Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-05-10 Posty: 1,628 Wiek: 40-1 Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość! Spacery- na początku średnio przepadałam. Trochę wychodziłam z założenia, że to strata czasu, bo przecież można w tym czasie wiele rzeczy innych zrobić, a trochę z tego powodu, że na początku moje dziecko cierpiało na kolki, a także krzyczało o mleko w niebo głosy, a więc spacery były "na czas":) Gdy była starsza, siedziała już-wtedy było całkiem fajnie, bo zawsze zainteresowana była otoczeniem i "wspólne" poznawanie i opowiadanie jej świata stało się dla mnie całkiem przyjemne. Zabawy- lubiłam, począwszy od klocków, wieży z kubeczków itp. Potem wspólne rysowanie, malowanie, lepienie-jak najbardziej. Lalki-też całkiem fajnie, choć zaczynało mnie to nudzić, ale bawiłam się. Ten czas szybko jednak minął. Moja córka miała z 5-6 lat i wolała sama się bawić lub z innymi dziećmi. Przy czym czytanie książeczek trwało do momentu, gdy sama nie zaczęła czytać. Ale korzyści z tego wszystkiego chyba mam dziś. Warto bawić się, opowiadać świat, układać, rozwijać manualnie, czytać-w przyszłości przynosi to dobre efekty. "Na zawsze i na wieczność uczyńmy z życia święto, by będąc tu przez chwilę wszystko zapamiętać. Nasza droga nigdy się nie skończy....." Wilki 25 Odpowiedź przez Anhedonia 2014-08-12 19:18:13 Anhedonia 100% Netkobieta Nieaktywny Zawód: oligofrenopedagog Zarejestrowany: 2010-11-16 Posty: 5,896 Wiek: Over (?) 50 Odp: Nudne spacery z wózkiem, lalki, bajki - mam dość! Mussuka napisał/a:Anhedonia napisał/a:Owszem - kiedyś nie lubiłam tych wszystkich zabaw dziecięcych - ale jaki był wybór owych w latach 80/90-tych a jaki teraz?Szczerze? O wiele ciekawszy, bo zmuszajacy do myslenia. .Szczerze pisałam o tym, że odpowiedni dobór należy do dorosłych. Są takie cudeńka do kreatywnych zajęć, aktywnych ćwiczeń i usprawniania, że onegdaj się nie śniło. Wystarczy popatrzeć np., w księgarni przy APS... Nic z rzeczy opisanych przez ciebie nie miałam na myśli. Ps. I nie chowałam się na trzepaku BRAK mi tego typu "DO potrzeb i możliwości" stosuje się INDYWIDUALNIE... ale się stosuje albo się olewa... "Panie, daj mi SIŁĘ, abym zmienił to, co zmienić mogę, daj mi CIERPLIWOŚĆ, abym zniósł to czego zmienić nie mogęi daj mi MĄDROŚĆ, bym odróżnił jedno od drugiego." Oetinger Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
U6Q7. gtlv5asrs0.pages.dev/309gtlv5asrs0.pages.dev/15gtlv5asrs0.pages.dev/312gtlv5asrs0.pages.dev/131gtlv5asrs0.pages.dev/298gtlv5asrs0.pages.dev/205gtlv5asrs0.pages.dev/196gtlv5asrs0.pages.dev/102gtlv5asrs0.pages.dev/201
poszła ola na spacerek nuty